Bodega Ribas za nic nie przypomina typowej hiszpańskiej winiarni. Bez szlabanów, elektrycznej bramy wjazdowej, funkcjonalnego kompleksu produkcyjno-administracyjnych budowli. Zamiast tego wszystkiego oczom ukazują się dwie stojące naprzeciw siebie kamienne budowle z kilkusetletnią historią. Pierwsza prezentuje nieregularne kształty połączonych ze sobą kilku brył z poszarzałego kamienia. Drugą stanowi monolityczny pałac z promieniejącą w słońcu fasadą.
W winiarni przywitała mnie Araceli Servera Ribas. Zarządzając nią wraz ze swoim bratem Xavierem reprezentuje trzynaste pokolenie po jej założycielu. Emanująca pozytywnymi fluidami spadkobierczyni posiadłości Can Ribas nie zwlekała długo z rozpoczęciem opowieści o budowlach, w których fundamenty wpisuje się grubą czcionką majorkańskie wino.
Rodzina Ribas przybyła na Majorkę u schyłku średniowiecza. Celem napływających z Półwyspu Iberyjskiego przybyszów było zasiedlenie wyspy, którą jeszcze do niedawna władali Maurowie. Winnice były nierozłącznym elementem krajobrazu Majorki już od czasów panowania Rzymian. Ich areał dziedziczony przez kolejne cywilizacje był znacznie większy niż obecne niespełna 5 tys. hektarów. Właśnie w sercu majorkańskich winogradów ród Ribas wzniósł swoją pierwszą wyspiarską posiadłość. Stała ona w "szczerym polu" przez kolejnych kilka wieków, dopóki nie pojawiły się wokół kolejne budowle dające początek historii miejscowości Consell.
Budynek po lewej stronie ma ponad pięćsetletnią historię. W 1711 roku, kiedy majątkiem władał Pedro Ribas, dobudowano do niego część będącą winiarnią. Majątek został podzielony pomiędzy dwóch synów. Jeden z nich odziedziczył część mieszkalną, drugi produkcyjną.
Pałac po przeciwnej stronie wzniesiono w 1776 roku, dokładnie tym który świętują Amerykanie obchodząc swój Dzień Niepodległości. W nim właśnie zamieszkał nowy dziedzic winiarni. Jedną z ciekawostek którą przytoczyła Araceli jest to, że już w XVII wieku na Majorce funkcjonowało ponad 100 winiarni. To znacznie więcej niż w dzisiejszych czasach. Powodem zamknięcia większości z nich była filoksera, która dotarła na wyspę około 1890 roku. Tylko nieliczni rolnicy zdecydowali się odnowić uprawy winorośli. Większość bezpowrotnie postanowiła zająć się uprawą drzewek migdałowych lub oliwnych. Bodega Ribas jako jedna z pierwszych na Majorce przeszła z produkcji win niebutelkowanych (a granel) na butelkowane wina jakościowe. Było to w 1986 roku, podczas gdy winiarnią zarządzała matka Araceli i Xaviera - Maria Antonia Oliver.
Rodzeństwo oprócz całościowego czuwania nad rozwojem firmy odpowiedzialne jest także za sferę enologiczną win. Oprócz tego Araceli doskonale odnajduje się \w roli handlowca. Ze względu na niewielką roczną produkcję polityka handlowa Bodegues Ribas jest zupełnie nieagresywna. Zagraniczni klienci praktycznie nie zmieniają się od przeszło dwudziestu lat. Araceli uważa, że relacje z nimi są bardziej przyjacielskie niż biznesowe.
Winnice oddalone o około dwa kilometry od winiarni doskonale widać z położonego na pagórku Consell. Wsiadamy do samochodu zabrawszy ze sobą na drogę dwa kieliszki oraz schłodzoną butelkę białego wina. Przejeżdżamy pod mostem przez który biegnie ekspresówka, po czym zatrzymujemy się obok przejeżdżającego z naprzeciwka auta. Araceli wita się ze panem w bardzo sędziwym wieku i wymienia kilka zdań na temat tego co dzieje się w winnicy. Dżentelmenem tym jest Joan Colom zarządzający winnicami rodziny Ribas. Na pełen etat zaczął pracować dla nich mając 12 lat, chociaż już od szóstego roku życia późne popołudnia spędzał w winogradach pomagając swojemu ojcu. Za kilka miesięcy będzie świętował 90-te urodziny i póki co ani myśli przejść na zasłużoną emeryturę. Na co dzień w pracy wspiera go syn i naturalny sukcesor - Toni Colom.
Liczący około 40 hektarów areał winnic należących do rodziny Ribas położony jest na delikatnie nachylonym wypłaszczeniu terenu. Na horyzoncie widać wspaniały pejzaż gór Tramuntana z ich największym szczytem Puig Major. Gleby są typowe dla regionu Binissalem. Gliniaste podłoże wyściela tam solidna warstwa kamieni.
Winnica Ribas sprawia wrażenie miejsca, w którym bez przerwy coś się dzieje. Dzieli się na trzy części. W pierwszej znajdują się około 60-letnie krzewy endemicznych odmian vitis vinifera nasadzone przez dziadków Araceli. W drugiej widać 30-letnie winorośle syrah, cabernet sauvignon i merlot. Te nasadziła jej matka. Obecnie przechodzą etap poważnych przemian. Znaczne części tej parceli zostały niedawno zaorane. Wkrótce, kosztem międzynarodowych odmian będzie się tam nasadzać winorośle endemiczne. Bardziej odległym celem rodzeństwa Servera Ribas jest robienie win z użyciem 90% szczepów lokalnych. Jedynie 10% areału pozostanie dla odmian powszechnie uprawianych poza terytorium wyspy: viognier i syrah. W ostatniej części winogradu znajdują się młode krzaki zaszczepione na amerykańskich podkładkach przez Araceli i Xaviera. Oprócz miejscowych odmian, głównie prensal blanc i manto negro, znalazło się tam miejsce dla viognier.
Otwieramy butelkę białego wina. Ponad 90% kupażu w Ribas Blanc stanowi szczep prensal blanc. Wino w aromacie posiada zatem charakterystyczny biały owoc, jest lekkie i orzeźwiające. Dodatkowo prezentujae sporo struktury, zawdzięczanej zapewne kilku procentom winogronom prensal, które w połowie zostały zebrane ze starszych winorośli. Aromatycznej głębi dodaje winu około 10% szczepu viognier.
Wśród szpalerów manto negro przedziera się odbywający praktyki student. Araceli wyjaśnia, że jego zadaniem jest zbieranie próbek i znaczenie odpowiadających im krzaków. Intencją właścicieli bodegi są laboratoryjne badania, których celem jest wyselekcjonowanie najlepszych klonów tej miejscowej odmiany. Po chwili dołącza do nas Marta Colom, której królestwem jest owe laboratorium. Jak widać synergia między rodzinami Ribas i Colom wykracza poza obszar winnicy. To niewątpliwie jeden z pierwiastków magii, którą roztacza wokół siebie bodega z Consell. Winiarnia Ribas może się poszczycić wskrzeszeniem innego autochtona z Majorki - winorośli o nazwie gargollasa.
Dynamika zmian w winogradach należących do producenta Ribas bierze się w głównej mierze z naturalnych przyczyn. Winorośle, tak samo jak ludzie kończą swój żywot w różnym wieku. Jedne potrafią dożyć późnej starości, inne nękane chorobami przedwcześnie obumierają. Na wyspie z powodu dużej wilgotności powietrza największe żniwo zbiera pleśń wywoływana przez mączniaki. Ta naturalna selekcja w winnicach Ribas wymusza usunięcie nawet 4 tys. winorośli rocznie i zaszczepienie w ich miejscu nowych. Z tego i innych powodów każdego roku robi się ponad 5% nowych nasadzeń z w skali całego areału należącego do bodegi.
Od niedawna winogrodnicy na Majorce muszą stawiać czoła nowej pladze. Wszystko przez gwałtownie namnażający się w ostatnich latach zielony gatunek komara (mosquito verde). Przyczyną tego są coraz cieplejsze na wyspie zimy. Formy zwalczania szkodnika nienaruszające ekologicznego charakteru upraw winorośli są bardzo kosztowne. Winiarni Ribas łatwiej jest kontrolować zagrożenia w winnicach dzięki rodzinie Colom. Joan wraz z synem obecni są tam od 6 rano do 8 wieczorem. To przywilej i szczęście, na które nie może pozwolić sobie większość winiarni na wyspie.
Od 2014 Bodega Ribas spełnia kryteria w zakresie organicznego uprawiania winorośli. Mimo to nie umieszczają tej informacji na etykietach win. Matka Araceli uważa, że ekologiczność powinna być stylem życia osób dbających o środowisko naturalne. Tymczasem większość dzisiejszych producentów win wykorzystuje ją jedynie jako narzędzie marketingowe.
Pierwszym miejscem do którego udaliśmy się po powrocie do Can Ribas były pomieszczenia produkcyjne. Największe z nich zajmuje długi korytarz dawnej winiarni z XVIII wieku. Wino fermentuje tam w wielkich zbiornikach ze stali nierdzewnej lub w stojących naprzeciw mniejszych, cementowych kadziach pokrytych epoksydową warstwą. W latach 80. matka Araceli na dobre rozstała się z fermentacją alkoholową win w drewnianych beczkach.
Etap produkcyjny w bodedze Ribas poprzedza drobiazgowa selekcja gron. Trudno w to uwierzyć, ale z owoców które dojrzewają na około 160 tysiącach winorośli powstaje tam rocznie zbliżona ilość butelek win. Producent, głównie w celu wyeksponowania niuansów endemicznych szczepów nie stosuje procesu filtracji. Dbałość bodegi o podkreślenie regionalnej tożsamości swoich win jest widoczna w niemal każdym aspekcie jej działania.
Efektownie prezentuje się miejsce, w którym wina Ribas dojrzewają w dębowych beczkach. To tzw. almazara czyli budynek dawnego młyna, w którym tłoczono oliwę. Zbudowano go w 1774 roku czyli dwa lata wcześniej niż stojący tuż obok pałac. Do tajemniczych piwnic tłoczni prowadzą kręte schodki. Z około 250 beczek, 85% wykonanych jest z francuskiego dębu przez bednarzy z Tonnellerie Demptos z okolic Bordeaux. W Ribas wymieniają je dosyć często bo co cztery lata. Pozostałe 15% baryłek zrobione jest z dębu amerykańskiego.
Zaraz po wyjściu z dawnej tłoczni oliwy dostrzegamy szpaka, który przycupnął na ogrodzeniu. Ptak ze spokojem i dumą prezentuje w dziobie swoją zdobycz. Wkrótce i mnie czekać będzie upragniona strawa ponieważ nadszedł czas degustacji. W przypadku wizyty w winiarni Ribas to autentyczna wisienka na torcie.
Pomiędzy pałacem i starymi murami okalającymi posiadłość Can Ribas znajduje się pełen magii ogród. Urzekająca jest jego relaksująca zmysły zieleń, tajemnicza kapliczka z madonną i eleganckie stoliki do smakowania win w towarzystwie jedzenia. Wytworność, która świadomie lub nie podkręca hedonistyczne ciągotki do ekstremum. Tuż za ogrodzeniem widać część posiadłości zarezerwowaną dla właścicieli bodegi, zapewne też dla ich przyjaciół oraz gości. Znajduje się tam basen przy którym w upalne popołudnia lubią się bawić dzieci Xaviera.
Bodega oprócz zwykłej degustacji win proponuje różnorodne zestawy przekąsek. Od popularnych winnych przystawek (deska regionalnych hiszpańskich serów, wędlin oraz szynka iberico), przez tradycyjne majorkańskie dania, aż po najbardziej wykwintne gourmet z karty restauracji Ca’n Amer w Inca. Ale to wcale nie koniec. Bodega Ribas ma coś specjalnego dla winomanów, którzy przy okazji są zagożałymi melomanami. Zorganizowane grupy mogą delektować się winem i strawą przy muzyce na żywo. Z muzycznego menu można wybrać występy artystów których domeną są style takie jak flamenco jazz, rock n'roll, swing, rock lub soul.
Przyszło mi posmakować trzech zacnych win, którym towarzyszyły iberyjskie przekąski. Pierwszym było różowe Ribas Rosat. Zrobione wyłącznie z lokalnych, czerwonych szczepów: manto negro, callet i gargollasa. W kieliszku nęciło łososiowym różem, którego trafniej niż Araceli opisać się nie da: różowy iPhone. Wino idealne na 30-stopniowy gorąc. Pachnie i smakuje dojrzałymi truskawkami, przy tym potrafi niebywale orzeźwiać. Przyszła kolej na czystą czerwień. Ribas Negre to blend w połowie zrobiony z lokalnego manto negro, w pozostałej części z cabernet sauvignon, syrah i merlot. Jest winem o pięknej wiśniowej barwie, z powabnym aromatem czarnych owoców. Na podniebieniu bardzo delikatne pomimo krągłej budowy, soczystości owocu i zaznaczonych akcentów beczkowych. Idealne dopełnienie całego tria win reprezentujących gamę Ribas, łącznie z białym które piłem w winogradzie. To Majorka którą zapamiętuje każdy przybysz spędziwszy tam choćby jeden dzień.
Na koniec odrobina rodzinnej nostalgii. Wino Sió zawdzięcza swoją nazwę babci Araceli i Xaviera. To zdrobnienie od jej imienia Concepció. Wino jest blendem mającym niemal identyczny skład co Ribas Negre i tyle samo czasu (1 rok) dojrzewa we francuskich beczkach. Różnią je jednak pewne bardzo istotne detale. Winogrona manto negro użyte w produkcji Sió pochodzą z 60-letnich winorośli nasadzonych jeszcze za "babcinej kadencji". Po za tym różni je dobór baryłek stosowanych przy leżakowaniu trunku. Wino ma przez to nieco jaśniejszą wiśniową barwę, wyraźniej stonowany nos, jest bardziej złożone, żywe i nie skąpi alkoholu oraz tanin.
Bodega Ribas pod względem enoturystycznym jest jedną z najlepszych winiarni w całej Hiszpanii. To prawdziwa sól ziemi tej śródziemnomorskiej wyspy, Opuszczając Can Ribas pomyślałem, że właśnie tutaj najłatwiej jest odczytać i zrozumieć winne DNA Majorki. Takiej gratki miłośnikom wina nie wypada przegapić...
Piotr Bartoszewicz