Zdjęcie Niemożliwe

Niemożliwe - Recenzja filmu Juana Antonio Bayony

Juan Antonio Bayona to 40-letni reżyser należący do współczesnego, wielkiego pokolenia hiszpańskich artystów filmowych. Na swoim koncie ma niewiele produkcji, znany jest szczególnie horror "Sierociniec" ("El orfanato" 2007). Jego film "Niemożliwe" wyprodukowany w koprodukcji hiszpańsko-amerykańskiej porusza w wyjątkowy sposób. Od początku filmu reżyser wkręca w kręgosłup widza śrubę i boleśnie, z minuty na minutę dokręca do oparcia fotela. Napięcie w filmie jest przez cały czas, ukryte w niepewności, lęku przed tragedią, która może nastąpić w każdej chwili. Koszmar nie kończy się wcale wtedy, gdy fala przejdzie lub się zatrzyma odkrywając dokonane spustoszenia.

W filmie Bayony chodzi o coś więcej niż o pokazanie dewastatorskiej siły natury. To nie jest film z gatunku katastroficznych, gdzie bohater w heroiczny sposób ocala siebie i garstkę wdzięcznych mu przypadkowych osób. Żywioł, owszem, pokazany jest w bardzo sugestywny sposób, ale bez żadnych wielkich fajerwerków. Zresztą, równie dramatyczne były autentyczne zdjęcia i filmy, które obiegły świat chwilę po prawdziwej tragedii w roku 2004 (w wyniku trzeciego pod względem siły trzęsienia ziemi na świecie, które udało się zarejestrować przez sejsmografy powstała wielka fala tsunami, która pozbawiła życia ponad 230.000 ludzi w 14 krajach południowej Azji). W "Niemożliwe" odnajdzie się sporo z mocnego dreszczowca, chociaż nie pozbawionego akcentów melodramatycznych. To nie jest film dla ludzi o słabych nerwach. I bynajmniej nie chodzi o epatowanie krwawymi bądź brutalnymi scenami, które są dawkowane w umiarze. Już pierwsze sceny w kokpicie samolotu znamionują, że czekają na nas kolejne dreszcze.

"Niemożliwe" to piękny i wzruszający film. Uzmysławia potrzebę silnej więzi między ludźmi. Bliskości, która dodaje otuchy i odwagi by przetrwać w chwilach beznadziejnych. Tyczy się to więzi wewnątrz rodziny, czyli najbliższych, ale nie tylko. Genialne są sceny rozgrywane w duecie matki Marii (Naomi Watts) i syna Lucasa (Tom Holland). Odnieść można wrażenie, że ich przetrwanie było tylko możliwe dzięki temu, że byli razem. Nie chodzi o wsparcie cielesne, ale psychologiczne. Bliskość, która nie pozwala na to by się poddać w obliczu tragedii, jaka de facto ich spotkała. Wymowne jest to, że w pierwszych chwilach po ocaleniu nie są w stanie myśleć o losie pozostałej części rodziny. Wiedzą, że na początku muszą walczyć o swoje życie. Zresztą, Naomi Watts i grający najstarszego syna Tom Holland tworzą bez dwóch zdań najlepsze kreacje w tym filmie. Gwiazda Ewana McGregora jako ojca nie błyszczy już tak jasno, ale być może tylko ze względu na portret charakterologiczny Henry'ego i specyfikę scen ujętych w scenariuszu. Mimo to w pamięć zapada moment, kiedy tłumaczy dwójce najmłodszych synów, dlaczego dzięki nim nie poddał się. Film wyjątkowo bolesny, ale zarazem wzruszający, trzymający w napięciu do ostatniej chwili. Tak, jakby tragedia wisiała na włosku w każdym kolejnym jego kadrze.

Tytuł "Niemożliwe" jest być może spłyceniem jego tematu, i w pewien sposób trywializuje jego przesłanie. Bardziej pasowałby przymiotnik "Możliwe". Tak jak tragedia, która wisi na włosku w trakcie trwania filmu. Tak jak realne są kataklizmy i nieszczęścia w miejscach i chwilach, w których nikt się nie tego spodziewa. Bayona uzmysławia tak na prawdę jak złudne jest nasze bezpieczeństwo. Czy ofiary tsunami z 2004 roku, w tym zachodni wczasowicze wypoczywający sielsko w turystycznym raju w Tajlandii byli świadomi niebezpieczeństwa, które na nich czekało? Ocalenie jest możliwe dopóki mamy w pobliżu ludzi, którzy są skłonni nas wesprzeć.

Film jest oparty na losach prawdziwej hiszpańskiej rodziny, nakręcony przy dużym udziale hiszpańskiego Ministerstwa Kultury. Prawdziwą, bohaterską matką jest María Belón. Faktycznie oprócz własnego dziecka ocaliła również cudze. Przyznała także, że swoje życie zawdzięcza pomocy rdzennych mieszkańców Tajlandii. Wydarzenia związane bezpośrednio z uderzeniem fali tsunami reżyser filmu konsultował bezpośrednio z nią. Przyznała, że do czasu tamtego feralnego wydarzenia nie zdawała sobie sprawy jak silny potrafi być człowiek. Jej mąż Enrique Álvarez faktycznie przebywał w tamtej chwili z pozostałymi dziećmi w innym miejscu w okolicach plaży Phuket. Kiedy dotarła do niego 7-metrowa fala stracił kontakt z podopiecznymi i początkowo myślał, że jedynie on ocalał z całej rodziny. Dwie doby zajęło wspólne, cudowne odnalezienie się całej piątki w szpitalu.